niedziela, 4 maja 2014

Umęczon od nadmiaru refleksji



Znacie ten stan, gdy jesteście u babci na niedzielnym obiedzie, obżarci do granic przytomności powoli zaczynacie się turlać i szukać ustronnego miejsca na drzemkę, gdy pada mityczne pytanie: „a deserek to zjesz?” Mimo rozmiarów małej orki wiecie już, że lody lub serniczek to dacie radę jeszcze opchać.


Ostatnio taki boom myślowy przeżywa moja głowa. Robię analizy zarówno prywatne, jak i zawodowe. Przeżywam co chwilę miłe dreszcze, jak przy dopasowywaniu kolejnych puzzli bądź zbliżaniu się do wpisania wszystkich cyferek w kwadratach sudoku. Miłe poczucie, że coraz więcej spraw się układa i to być może dlatego, że w końcu doszłaś do wniosku, by nie panikować, tylko podejść do sprawy na spokojnie. W końcu mam więcej niż połowa globu, czyli pełną lodówkę, na głowę mi nie kapie i parę groszy przy duszy jest.

Skoro podstawy są zaspokojone, to przesuwam się o krok wyżej na piramidzie Maslowa i zaczynają mnie gnębić sprawy duchowe. Waląc z grubej rury, wracam na łono kościelne, bez rzucania w babcine lico „nie doczekanie twoje!” i nie wznosząc rozjuszonych oczu do nieba. Tym bardziej nie tam, bo dziw mnie bierze, że wchodząc do kościoła nie poraził mnie żaden piorun ani nie rozstąpiła się woda święcona. Księża też nie wyglądali na zbytnio przejętych. Lud boży nie rzucał nienawistnych spojrzeń, że blokuję kolejkę do konfesjonału (wieczne gadulstwo i psychologizowanie, przekleństwo moje). Jakoś nikt do tego nieskory, bo przecież „kto bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień”, więc jedziemy na tym samym wózku. Trzech jeźdźców Apokalipsy się natenczas nie zjawiło, więc może i taka skalana to nie jestem.

Nie chcąc, by to było ględzenie o Szopenie i żadne szopki z tego nie wyszły, rzeknę, że w tym aspekcie życia moja paleta barw jest tak urozmaicona, jak i przy sprawach sercowych. Zrzucam to na karb docierania do dojrzałości, budowania kręgosłupa moralnego, który jeszcze niedawno mocno kulał, i systemu wartości, zmierzającemu ku rodzinie i rozwijaniu zainteresowań. Pogubiłam się po drodze, bo kiedyś wiarę miałam mocną, niczym niezmąconą, pewną jak to, że urodziłam się w marcu i nie lubię śledzi.

Co mnie ostatecznie przekonuje do uczestniczenia we mszy, to to, że w końcu nie czuję przymusu. Przymusu dyktowanego ustami innych osób. Mam poczucie, że to moja decyzja, w pełni autonomiczna. Brak wiedzy zresztą szkodzi wszędzie – zarówno w biznesie, jak i wierze, kończąc na nietolerancji. Brak wiedzy jest źródłem wszelkiego zła – rasistów, nieodpowiedzialnych biznesmenów, wysokich cen Nutelli czy dewotek zainteresowanych bardziej moimi butami niż tajemnicami różańcowymi. Niedoinformowanego idiotę jeszcze zniosę, ale debila z wyboru od razu na sztos. Co ciekawe, Biblia jest podobno obok Vogue oraz najnowszego wydania katalogu IKEA najbardziej poczytną książką na świecie, a co drugi katolik nie widział na oczy Katechizmu Kościoła Katolickiego. Znam ateistów, którzy są lepiej poinformowani o chrześcijańskich podstawach wiary niż przeciętny wierzący uczęszczający.

Posiadając jednak już wielopoziomową wiedzę wciąż jednak mając w głowie, że scio me nihil scire, postanowiłam i się tego trzymam. Potrzebuję tej wspólnoty. Potrzebuję poczucia, że już nigdy nie będę samotna, a moje problemy nie są tylko moją zgryzotą. Mogę się nimi podzielić z tym, co tam się kiwa na obłoczku nade mną, będąc w pełni przekonaną, że chce pomóc i słucha, nie zamykając oczu i nie zatykając uszu, gdy coś nie jest wygodne i w tyłek ściska.

Przypomniała mi się też teoria kolegi, który naczytał się filozoficznych książek, przyjrzał się głębiej tematowi i podsumował sprawę, że wiara się po prostu opłaca. Jeśli wierzysz w Boga, a się okaże, że go nie ma, to nic nie tracisz. Jeśli nie wierzysz, a się okaże, że jednak istnieje, to tracisz podwójnie. Lepiej być na zerze niż polec z kretesem.

A Ty chcesz być na zerze czy ryzyk-fizyk?

1 komentarz:

  1. Tekst, który daje do myślenia. Uważam, że większość osób wyłapie z niego chociaż jedno zdanie, które da mu do myślenia :) dobra robota!

    OdpowiedzUsuń

Nie toleruję wulgaryzmów stosowanych jako przecinek. Dla głębi wyrazu i w uzasadnionych przypadkach - mile widziane. :)