piątek, 2 maja 2014

Bzyk i myk, a może przejrzyj na oczy



Dopadło mnie ostatnio rozczarowanie i presja. Znienacka całkiem, usiadły gagatki na krawędzi mojego łóżka o północy, a ja taka rozebrana, rozmemłana i śliniąca poduszkę. I mówią mi, że jestem stara, ćwierć wieku na liczniku to nie przelewki, a osobom z suchą cerą to zmarszczki szybciej się uwydatniają, więc już kaplica na amen, dożyłam kanonizacji papieża i dziesięciolecia w UE, to mogę odejść z tego świata szczęśliwa.
Przypominają, że wcale a wcale taka nowoczesna nie jestem, że będąc ryczącą dwudziestką wyobrażałam sobie, iż jako ćwierćwiekowa emerytka stanę się stabilną emocjonalnie i domowo posiadaczką kota, psa, mieszkania, męża i syna, najlepiej trzech, a ten cały bagaż miał być mój na własność, choć niekoniecznie w takiej kolejności.

Tymczasem z wyobrażeń został spis imion dla dzieci w kalendarzu (żartuję, tylko pierworodnego), zakup poradnika dla właścicieli kotów i ich liczne wizerunki we wspomnianym kalendarzu oraz długa lista skreślonych męskich nazwisk (żartuję, chronię dane osobowe, więc zostały tylko czarne, zamazane prostokąty).

Właściwie do śmiechu to mi nie jest. Do skrajnej rozpaczy na szczęście też daleko. Zalet i wad pozostawania singlem, jak i bycia w związku nie chcę przytaczać, bo to indywidualna sprawa, a III wojny światowej mi nie trzeba. Chcę pokazać, jak ja sobie z tym poradziłam i dzięki temu nie zwariowałam, a odnalazłam wewnętrzny spokój. Zwyczajnie doszłam do wniosku, że bardziej niż mojego psa Leona to już nikogo innego nie pokocham.

Dobra, na bok głupawe suchary, ad rem.

Od kiedy pamiętam miałam dość spaczone podejście do związków i dopiero teraz odkryłam, czego tak naprawdę chcę i co by mi dało satysfakcję. Wcześniej robiłam odjechane klasyfikacje, tabelki i rankingi typu 20 cech, jakie powinien posiadać Ten On. Zakładałam, że miłość można wezwać do tablicy na odpytkę i ustawić równo w szeregu. To byłaby opcja najłatwiejsza, taka, nad którą miałabym kontrolę, bo tego, co jest podstawą szczęśliwej, odwzajemnionej miłości, obawiałam się najbardziej – utraty kontroli. Zaufania komuś bezwarunkowo, wiedząc, że moje serce leży na jego dłoni i to on decyduje, czy je będzie codziennie głaskał i polewał wodą, by nie wyschło czy pokroi i zje na drugie śniadanie. Zwłaszcza, że raz zaryzykowałam, a on tylko oblizał palce i poszedł szukać dodatkowego, bardziej sycącego posiłku.

Zasada jest jedna i najtrudniejsza dla takiego raptusa, jakim mnie uczyniło życie, najbliżsi i społeczeństwo (tak, tak, wszystko wasza wina!) - poczekaj na swoją kolej. Spokojnie. Z tą pierwszą jest dość silnie powiązana krótkowzroczność. Często okazuje się, że to za czym gonisz aż tchu brak i czasami musisz się wspomóc wódką, ramieniem psiapsióły dolewającej wina bądź akcją „bzyk i myk”, jest tuż za rogiem. To tak banalne, że przystajesz w rozbiegu, a on nagle na Ciebie wpada od tyłu, walisz łbem o krawężnik, on delikatnie wyciera twoją zakrwawioną łepytynę i zmienia ci z czułością obrzygany od nadmiernego pocieszania się winogronowym ustrojstwem podkoszulek, a wtedy durny czerep odzyskuje jasność myślenia, bo ostatnie szare komórki ze strachu zwołały pospolite ruszenie.

I wiesz już, że niepotrzebny ci bad boy, który w ramach gry wstępnej rzuca cię o ścianę, a jego krzyk i brak połączeń w telefonie odbijają się echem w sennych marzeniach. I oddychasz z ulgą, że nie musisz się już dowartościowywać smsami i zaczepianiami na efbe od tego ofermy, co w podstawówce siedział co roku przed tobą w ławce. W końcu możesz rzucić pełne pogardy spojrzenie i tajemniczy uśmieszek dla ciotki, która na każdym rodzinnym spotkaniu powtarza jak mantrę pytanie, czy masz już jakiegoś miłego chłopca dla siebie.

Niech będzie miły, niech rzuca o ścianę, bylebyś wiedziała, że potem będzie całą noc głaskał.

P.S. Leon jest naprawdę cudownym facetem, tylko te cztery łapy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie toleruję wulgaryzmów stosowanych jako przecinek. Dla głębi wyrazu i w uzasadnionych przypadkach - mile widziane. :)